Kochani witam Was serdecznie na blogu, można powiedzieć nowym blogu. Zmieniłam szablon, dopracowałam detale i mam nadzieję oswoicie się z nim i polubicie jak z poprzednim. Zmiana była konieczna bowiem troszkę namieszałam w poprzednim szablonie i był nie do uratowania.
Także zaczynamy od nowa i pierwsze czym chce się podzielić to nowości Too Faced, o których jeszcze Wam nie pisałam. Serduszka w postaci rozświetlaczy to moje ulubione kosmetyki Too Faced. Dwa nowe nabytki to odcienie SPARKLING BELLINI oraz CANDY GLOW. Pierwsze to mocne pomarańcze, drugie zaś intensywne róże. Nie mogę ukrywać, że w okresie letnim to właśnie SPARKLING BELLINI podbił moje serce i gościł codziennie na moich policzkach. Nakładałam go na delikatny odcień bronzera i podbijałam nim jego kolor. Buzia wyglądała na zdrowszą, promienna i wypoczętą.
W okresie jesiennym wrócę do mojego pierwszego serduszka pełnego odcieni brązu o nazwie PEACH BEACH, a zimę połączę z odcieniem CANDY GLOW. Będzie pięknie wyglądać na alabastrowej skórze.
Serduszka polecam najbardziej z całej masy kosmetyków Too Faced. Są niezawodne i bardzo wydajne, do tego te ich urocze opakowania... Wiem, wiem KUSZĄ!
Kolejne trzy serduszka, które powiększyły moją kolekcję to piękny brzoskwiniowy odcień I WILL ALWAYS LOVE YOU, koralowy HOW DEEP IS YOUR LOVE oraz najbardziej różowy JUSTIFY MY LOVE.
Wszystkie bardzo lubię i każdy jest na inna okazję. Jednak tym najbardziej pasującym do mnie jest
I WILL ALWAYS LOVE YOU. Serduszka mam już od początku lata, dziwię się sobie, że tyle wytrzymałam nie pisząc o nich. Jednak chciałam je sprawdzić, dokładniej poznać, aby z perspektywy dłuższego czasu przedstawić te idealne odcienie.
Na koniec zostawiłam moje wersje travel kosmetyków TF. Tusz do rzęs BETTER THAN SEX przebił mojego faworyta używanego od wielu lat z Benefitu i kończę właśnie wersję travel i będę sięgać po pełnowymiarowy produkt. Świetnie rozczesuje nawet bardzo niesforne rzęsy, pięknie wydłuża podkreśla.
Błyszczyk MELTED to kwintesencja soczystego koloru. A sam aplikator jest cudownym puszkiem. Bardzo doceniam za jakość, trwałość i słodki zapach.
Z bazami u mnie bardzo ciężko, używałam ich kilka razy i nigdy nie było rewelacji, dlatego bazy pozostawiam do Waszej osobistej oceny przy okazji odwiedzin SEPHORY. Ja zazwyczaj staram się obchodzić bez nich i po kilku użyciach ciężko mi się do nich odnieść.
Czy zatem warto inwestować w serduszka Too Faced? Bardzo! Mój pierwszy rozświetlacz mam już prawie rok, a zużycie jest znikome, pomimo maniakalnego użytkowania przez kilka dobrych miesięcy. Teraz używam tego mocno brzoskwiniowego i tu podobnie, praktycznie nie widać zużycia. Zatem są warte swojej ceny. A sam efekt na buzi - bajka. Jeden ruch pędzlem w zupełności wystarczy, wręcz jest bardzo mocny. Zatem nie sądzę, że jest tu ktoś kto by powiedział, że brak im pigmentacji. To max koloru i efektu w jednym. Odpowiedz jest jedna - WARTO. Ja swoje kupuje stopniowo. Co jakiś czas kupuję po kilka kosmetyków Too Faced. Zazwyczaj jak mam jakiś bardzo zły okres w życiu i coś nie idzie po mojej myśli, żeby smutki zabić słodziakami w postaci serduch. Moja siostra ma paletę cieni i tam się dopiero dzieją cuda. Ale ja mocno się powstrzymuję, ze względu na ilość innych posiadanych palet.
Pokochałyście już serduszka Too Faced?
Co o nich sądzicie?
Mini bym chciała większe mi niepotrzebne ;)
OdpowiedzUsuńMini fajne, takie słodziaki malutkie i oczywiście kolory te same co w pełnowymiarowym :)
UsuńKuszą mnie te róże, zwłaszcza że uwielbiam kosmetyki z Too Faced!
OdpowiedzUsuńTo są straszne kusiciele.... Ja znów uciekam przed paletami :D Bronię się przed nimi bo to wstyd mieć tyle i chcieć kolejne :P
Usuń