Jestem mięczakiem. Tak tak, śmieją się ze mnie, że chyba nie ssak ze mnie, a mięczak. Bo niestety smutek opanowuje mnie dość często, zwłaszcza jak coś zgubię, a się do tego przywiązałam po bardzo trudny temat mojego małego chomika jaki jest u kresu sił i muszę się z nim od kilku dni żegnać. Płaczę za każdym razem jak widzę jak nie może chodzić i ciężko mu idzie przemieszczanie się po klatce. Zastrzyki nie pomogły, kilka wizyt u weterynarza potwierdziło, że to prawdziwy emeryt jak na chomika i jego droga się tu kończy. Dotarło do mnie, że zupełnie nie nadaję się do zwierząt. Mam tak miękkie serce, że widząc jeża jaki wchodzi na ulicę wiele razy ściągałam komin z szyi aby go owinąć i leciałam go ratować. Teraz jest kiepsko. Przywiązałam się do mojego zwierzaka, wszelakie zdjęcia cały czas przypominają mi o nim i mimo, że doskonale wiem, że im szybciej odejdzie tym lepiej, bo mniej się tu będzie męczyć, to i tak poukładane mam tak w tej głowię, że chodzę i nie mogę znaleźć sobie miejsca. Teraz po prostu nie rozumiem jak można psa czy kota oddać do schroniska, albo przywiązać go do drzewa w lesie i zostawić zamiast doceniać i kochać zwierzaki :(((